Reprezentanci Polski podczas zgrupowania w Wągrowcu korzystali również z dobrej zabawy m.in. pływali na kajakach. Fot. Archiwum rodzinne Gerarda i Lucjana Wodarzów. Kolor. R. Jach
Czas spędzony w Wągrowcu przed mistrzostwami świata w 1938 roku służył nie tylko ciężkim treningom na boisku, meczowi towarzyskiemu z Liceum Pedagogicznym czy też wielogodzinnych wykładach z kartką i ołówkiem w ręku serwowanych przez Mariana Spoidę. W Wągrowcu piłkarze mogli również świetnie się bawić, rozmawiać, popijać i jeść najbardziej wykwintne smakołyki, spędzać czas nad brzegiem błękitnego pobliskiego jeziora, przebywać w zielonych lasach i parkach, wdychać świeże powietrze. Jedną z atrakcji Wągrowca była możliwość wypożyczenia kajaków. I właśnie uprawiając ten sport nasi reprezentanci czuli się najbardziej szczęśliwi. Ponadto piłkarze korzystali z żaglówek oraz mogli zagrać w tenisa. – „Najlepszym tenisistą między piłkarzami jest Wilhelm Góra. Był też i wypadek. Marian Spoida i Władysław Szczepaniak wpadli do wody i od tej chwili Szczepaniak ma przezwisko Wieloryb!” – pisał Przegląd Sportowy.
Jak wyglądał dzień piłkarza w Wągrowcu? Rano o 8.00 kilkunastominutowy bieg po lesie, po śniadaniu gimnastyka nad jeziorem i gry sportowe, po obiedzie trening kondycyjny, wieczorem spacer po lesie, o 22.00 piłkarze już musieli położyć się do łóżek. – „Naszych piłkarzy witano kwiatami, władze miejskie wydały podwieczorek oraz śniadanie w ratuszu. Nasi reprezentanci byli przez kilka dni największą atrakcją miasta. Jednego dnia uczniowie zorganizowali wieczór humoru. Każdy z nich miał skomponować coś dowcipnego i oryginalnego. Najwięcej braw dostał imitator spikera radiowego. Nadał on całą drugą połowę meczu Polska – Brazylia, który zakończył się zwycięstwem Polski 4-1. Piłkarzy reprezentował na estradzie Wilhelm Góra” – relacjonował PS.
– „Brazylijczyków się nie boję. Podobno gram przeciwko murzynowi. No to co, taki sam pierun, jak ja!” – stwierdził uśmiechnięty Ernest Wilimowski na łamach Przeglądu Sportowego. „Ezi” popisywał się sztuczkami na treningu zyskując tym samym salwy oklasków licznych gapiów.
– „Nie mam kłopotu ze swymi piłkarzami, codziennie tylko sprawdzamy wagę, bo apetyty są diabelne. Jednego dnia na kolację poszło dosłownie sto jajek!” – stwierdził kierownik obozu Tadeusz Foryś
Wągrowiec dobiegł końca. Piłkarze udali się do Strasbourga, gdzie czekała na nich reprezentacja Brazylii. Ale to temat już na inną opowieść…