Holandia 1975 bb

1968-6-20 Polska - Brazylia 3-6

Brazylia dom 1968 a 4Po 30 latach znów spotkały się reprezentacje Polski i Brazylii, aczkolwiek tym razem gra miała charakter towarzyski. Kibice zgromadzeni na Stadionie Dziesięciolecia zobaczyli znów grad goli pomiędzy dwoma drużynami, ale tym razem Brazylijczycy pewnie triumfowali 6-3. Warto dodać, że wówczas doszło do legendarnego spotkania Leonidasa z Władysławem Szczepaniakiem. Od prawej stoją: Roman Bazan, Jerzy Sadek, Andrzej Jarosik, Włodzimierz Lubański, Janusz Żmijewski, Kazimierz Deyna, Jacek Gmoch, Walter Winkler, Bernard Blaut, Hubert Kostka i Stanisław Oślizło. Fot. Archiwum

Brazylia dom 1968 a 3

Brazylia dom 1968 a 1O piłkę walczą Stanisław Oślizło, Edu, Walter Winkler, Jacek Gmoch. Fot. Archiwum Wielki Ruch

Brazylia dom 1968 a 2A tak pada czwarta bramka dla Brazyli. Jacek Gmoch po raz kolejny nie upilnował Tostao. Dla legionisty był to pożegnalny występ w kadrze. Fot. Archiwum Wielki Ruch

Brazylia dom 1968 a 5W akcji Andrzej Jarosik. Fot. Archiwum R. Hurkowskiego

Brazylia dom 1968 a 6Pojedynek Gersona z Romanem Bazanem, który również grał ostatni mecz w reprezentacji. Fot. Archiwum Wielki Ruch

Brazylia dom 1968 a 7A tak padła druga bramka dla Polski z rzutu karnego. Strzelec Jerzy Sadek. Fot. Archiwum Wielki Ruch

Brazylia dom 1968 a 8Od lewej Bernard Blaut, Jacek Gmoch, Kazimierz Deyna. Fot. Archiwum Wielki Ruch

Screenshot 3475

Screenshot 3476

Screenshot 3477

Screenshot 3478

Screenshot 3479

Screenshot 3493

Screenshot 3494

Screenshot 3495

Screenshot 3496Sport/PS

Reprezentacja Brazylii przed odlotem na tournée do Europy, Afryki i Ameryki Płn. rozegrała dwa mecze w Copa Branco z Urugwajem 2-0 i 4-0, którego bramki bronił zawodnik polskiego pochodzenia Ladislao Mazurkiewicz. Biało-czerwoni również nie próżnowali i przed meczem z „Canarinhos” rozbili w Oslo Norwegię aż 6-1! Trener Ryszard Koncewicz chciał wysłać do kolejnego boju tych samych piłkarzy, aczkolwiek kilka dni przed spotkaniem z Brazylią miał dylemat, kogo powołać - Erwina Wilczka czy Kazimierza Deynę. Przed meczem okazało się, że Zabrzanin nie był w pełnej kondycji fizycznej i wciąż odczuwał skutki kontuzji, natomiast wysoki, zdolny, utalentowany 21-letni legionista był w pełnej formie (kilka dni przed meczem Legia rozbiła ŁKS 7-0, a Deyna zdobył aż cztery bramki!) i poważnie liczył na grę w reprezentacji. Dodajmy, że to właśnie wówczas narodziło się pierwsze zarzewie konfliktu na linii: „Kazimierz Deyna-Bronisław Bula”. O rok starszy chorzowianin był poważniejszym kandydatem do reprezentowania biało-czerwonych barw. W 1968 r. rozegrał swoje pierwsze mecze przeciwko Turcji, Holandii i Irlandii. Niestety, zawodnik Ruchu niestosownie zachował się w klubie wobec trenera Teodora Wieczorka oraz starszych kolegów i za karę wypadł z podstawowego składu reprezentacji. – „Rozmawiałem z nim na ten temat, wyjaśniłem mu niestosowność takiego zachowania, mam wrażenie, że nauka nie pójdzie w las” – mówił Ryszard Koncewicz na łamach Sportu.

Czerwiec 1966 r. był bardzo szczęśliwy dla wielu kibiców w Polsce, a szczególnie ROW-u Rybnik. Beniaminek II-ligi prowadzony przez Czesława Suszczyka uzyskał historyczny awans do ekstraklasy. Tymczasem w Europie przebywała już reprezentacja Brazylii, która rozpoczęła tournée od porażki z wicemistrzem świata 1-2, gdzie zespół niemiecki do zwycięstwa poprowadził Franz Beckenbauer.

Kim wówczas była reprezentacja Brazylii? Na mistrzostwach świata w 1966 r. po raz pierwszy poniosła klęskę przegrywając mecze z Węgrami i Portugalią. Zespół nie wyszedł z grupy, a kozłem ofiarnym uczyniono trenera Vicente Feola. Zastąpił go na tym stanowisku Aymoré Morreira. Nowy szkoleniowiec postawił na młodzież. W 22-osobowym składzie, który przybył do Europy, nie było ani jednej gwiazdy, która brylowała w składzie Brazylii na mundialach w 1958, 1962 i 1966! Przeciętny wiek piłkarzy wynosił 22-23 lata. Polscy kibice liczyli, że ujrzą w Warszawie 26-letniego Pele. Sam piłkarz jednak poważniej traktował występy w klubie, dlatego w tym czasie wolał reprezentować Santos FC podczas jego tournée po Europie. – „Nasz związek nie ma możliwości zmusić zawodnika do reprezentowania barw Brazylii. Pele otrzymuje za każdy mecz za granicą 2 000 dolarów ekstra. Zrozumiałe jest w tej sytuacji, że woli on grać w Santosie niż w reprezentacji” – przyznał Morreira. Program tournée Brazylii przewidywał mecze z Niemcami, Polską, Czechosłowacją i Jugosławią, dwa mecze w Afryce, w tym jeden z Portugalią w Mozambiku oraz po dwa występy w Meksyku i Peru.

Trener Morreira przyznał, że największą zaletą jego drużyny jest zgrana i dobrze rozumiejąca się defensywa. Dużo do życzenia pozostawała natomiast gra brazylijskich asów w ataku, którzy mieli sposobność do prezentowania cyrkowej żonglerki.

Ciekawostką meczu Polski z Brazylią było spotkanie po 30 latach dwóch świetnych zawodników; Władysława Szczepaniaka i Leonidasa, którzy rywalizowali ze sobą podczas pamiętnego mundialu w 1938 r. Słynny Brazylijczyk przyjechał do Warszawy w charakterze dziennikarza sportowego. Zresztą towarzyszyło mu aż dwudziestu kolegów po fachu, w tym dziewięciu radioreporterów, którzy komentowali mecz do dziewięciu różnych stacji w swoim kraju.

Przylot do Polski miał charakter sentymentalny dla sztabu trenerskiego. – „Bardzo cieszymy się z przyjazdu do Polski, wasi piłkarze grali u nas przed dwoma laty, pozostawili po sobie przyjemne wrażenie. To sympatyczni młodzi ludzie i naprawdę zdolni piłkarze. Zaprezentowali wówczas duże umiejętności. Spodziewam się, że nasz pobyt tutaj przyczyni się do zacieśnienia przyjaźni między naszymi narodami, tym bardziej, że wielu naszych obywateli jest pochodzenia polskiego. Toteż z przyjemnością odwiedzamy i pozdrawiamy kraj ich przodków” – mówił tuż po wylądowaniu na Okęciu kierownik drużyny, Silvio Pacheco.

W Warszawie panowała gorączka przedmeczowa. Piłkarze brazylijscy otrzymali w prezencie torby firmy „Adidas”, na każdej z nich figurowała wizytówka z nazwiskiem, co ułatwiało kibicom dotarcie do danego piłkarza podczas zbierania autografów. Hotel „Bristol” w Warszawie był wówczas oblężony przez łowców autografów. Reprezentacja Polski została natomiast ulokowana w hotelu klubowym Legii Warszawa. Piłkarze intensywnie trenowali oraz rozegrali mecz kontrolny z rezerwami Legii. –  „Nastrój w drużynie jest wyjątkowo dobry. Widoczna jest atmosfera pełnej mobilizacji” – komentował Sport.

Mecz na Stadionie Dziesięciolecia zaczął się przepiękną „ucztą” ceremonialną w postaci podarunku kwiatów, wymiany proporczyków oraz gorącym uściskiem dwóch bohaterów sprzed 30 lat, Władysława Szczepaniaka z Leonidasem. Obaj panowie zebrali najwięcej braw od 70-tysięcznej widowni.  

Roberto Rivellino zdobył dwie bramki w Warszawie. Piłkarz Corinthians był jednym z dyrygentów Brazylii, odznaczał sie dużą szybkościa.Roberto Rivellino (na środku zdjęcia) zdobył dwie bramki w Warszawie. Piłkarz Corinthiansu był jednym z dyrygentów Brazylii, odznaczał sie dużą szybkością. Fot. Archivo Naationale

Biało-czerwoni rozpoczęli zawody bez kompleksu i przez całą pierwszą połowę byli równorzędnym rywalem dla wspaniałych Brazylijczyków. Już w 5 min. Włodzimierz Lubański uciekł prawym skrzydłem, zacentrował piłkę, ale w potwornym zamieszaniu na polu karnym nie było nikogo, kto by dołożył nogę do dobicia piłki. W rewanżu Hubert Kostka z największym wysiłkiem obronił strzał Rivellino. Piłkarz Corinthiansu był drugim po Tostão dyrygentem drużyny, który odznaczał się szybkością, a jego największym talentem była umiejętność uruchomienia linii ofensywnej długimi, prostopadłymi podaniami. W 11 min. goście zdobyli prowadzenie. Rivellino strzelił zza muru obrony ostro, bramkarz Górnika Zabrze źle interweniował i Natal bez trudu umieścił piłkę w siatce. Riposta Polaków była natychmiastowa, Janusz Żmijewski uciekł prawym skrzydłem, po drodze minął dwóch zawodników, dośrodkował na pole karne a tam Bernard Blaut wspaniałym uderzeniem piłki głową zmusił do kapitulacji brazylijskiego bramkarza. – „Biało-czerwoni” grają w tym okresie bardzo dobrze. Ich akcje są przeprowadzane z werwą i polotem” – relacjonował Sport.

Tymczasem po niemal pół godzinie gry Polacy niespodziewanie objęli prowadzenie! Włodzimierz Lubański został sfaulowany w polu karnym, a pewnym egzekutorem jedenastki był Jerzy Sadek, bramkarz Cláudio nawet nie drgnął w bramce! Jednak trzy minuty później Rivellino popisał się pięknym dryblingiem, a następnie z odległości ponad 20 metrów zdobył wyrównanie. W 33 min. Polacy znów mogli objąć prowadzenie, ale Andrzej Jarosik trafił tylko w słupek.

W pierwszej połowie Polacy zagrali z ogromną determinacją, ich akcje były szybkie i przemyślane. Piłkarze włożyli dużo wysiłku i energii, co odbiło się w drugiej części gry. Brazylijczycy rozbili nasz dotychczasowy monolit. W piłkę przestał grać Kazimierz Deyna i został zmieniony przez Zygfryda Szołtysika, gorzej prezentował się Bernard Blaut. Nasza defensywa zaczęła popełniać rażące błędy. Bohaterem gości był Gérson, który należał do starszej gwardii. Był to idealny zawodnik drugiej linii słynący z precyzyjnych strzałów i podań. Już w 47 min. zawodnik ten prostopadłym podaniem idealnie wyłożył piłkę Tostão i ten bez problemów z kilku metrów zdobył gola. Zawodnik Cruzeiro Belo Horizonte dziś uważany jest za największą legendę i najlepszego strzelca tego zespołu. W reprezentacji Brazylii strzelił aż 32 gole. W ówczesnym składzie był numerem jeden, najlepszym technikiem i królem w środku ataku.   

 - „Brazylijczycy zaczynają grać jak w transie, ich tricki techniczne wywołują brawa na widowni. Nasza pomoc wyraźnie nie nadąża” – pisał Sport. W 36 min. ostry strzał Tostão trafił w poprzeczkę. Chwilę później ten sam zawodnik przejął piłkę wypuszczoną z rąk Huberta Kostki i uzyskał czwartego gola dla Brazylii. W 68 min. przebojowy Gérson wypuścił „w uliczkę” Jairzinho, a piłkarz Botafogo bez najmniejszych trudności uzyskał kolejne trafienie. Jairzinho w reprezentacji Brazylii rozegra aż 81 meczów i strzeli 33 gole. Na mistrzostwach świata w 1970 r. zdobędzie aż 7 goli w każdym z sześciu meczów, co wcześniej udało się tylko Francuzowi Just Fontaine. Cztery lata później na mundialu w Niemczech przegra rywalizację z naszym Grzegorzem Lato.

Dopiero w 70 min. Polacy przeprowadzili składną akcję zakończoną sukcesem. Janusz Żmijewski, mimo asysty aż trzech Brazylijczyków, umieścił piłkę w bramce gości. W 80 min. słupek uratował nas przed utratą bramki, ale pięć minut później Rivellino ponownie zademonstrował swoje techniczne sztuczki, minął dwóch Polaków i zmusił Huberta Kostkę do kapitulacji. W 88 min. Rivellino doznał kontuzji i Brazylijczycy kończyli mecz w dziesiątkę. – „Mam pretensje do napastników, ponieważ moim zdaniem powinni się oni częściej cofać i wspomagać nas w grze defensywnej. Mecz był przy lepszej grze pomocy do zremisowania” – powiedział Jacek Gmoch, dla którego był to ostatni występ w narodowych barwach. Podobny los spotkał Romana Bazana z Zagłębia Sosnowiec.

Powiedzieli po meczu:

Ryszard Koncewicz (selekcjoner Polski): – „Niewątpliwie Brazylijczycy przewyższali nas wyszkoleniem indywidualnym. Przegraliśmy jednak za wysoko. Sporym osłabieniem naszego zespołu był brak kontuzjowanego Latochy. Ten mecz kosztował naszych piłkarzy dużo wysiłku. Brazylijczycy byli bardzo trudnym przeciwnikiem”. (Sport)

Hubert Kostka (bramkarz Górnika Zabrze): – „Zdaję sobie sprawę, że można mieć do mnie pretensje o dwie lub trzy bramki, ale strzały Brazylijczyków były bardzo nieprzyjemne. Strzelali fałszem, trudno było utrzymać podkręconą piłkę. A po każdym strzale idą na dobitki”. (Sport)

Stanisław Oślizło (obrońca Górnika Zabrze): – „W takim upale dawno już nie grałem. Do Brazylijczyków piłka wprost kleiła się. Znakomicie technicy, bardzo trudni do upilnowania, byli od nas szybsi. Wynik mógłby być dla nas korzystniejszy, gdybyśmy w II połowie nie oddali Brazylijczykom środka pola. Powstała u nas luka między obroną a napadem”. (Sport)

Dokumentacja meczowa

Mecz oficjalny 216:

20 czerwca 1968, Warszawa (Stadion Dziesięciolecia), mecz towarzyski

Polska – Brazylia 3-6 (2-2)

0-1 – Natal (11), 1-1 – Bernard Blaut 14), 2-1 – Jerzy Sadek (27 karny), 2-2 – Roberto Rivellino (30), 2-3 – Tostão (47), 2-4 – Tostão (57), 2-5 – Jairzinho (68), 3-5 – Janusz Żmijewski (70), 3-6 – Roberto Rivellino (85) 

Sędziował: Siergiej Archipow (ZSRR)

Widzów: 70 000

Polska: Hubert Kostka (1940, Górnik Zabrze, 10/0) – Walter Winkler (1943, Polonia Bytom, 6/0), Jacek Gmoch (1939, Legia Warszawa, 29/0), Stanisław Oślizło (1937, kapitan, Górnik Zabrze, 51/1), Roman Bazan (1938, Zagłębie Sosnowiec, 21/2) – Kazimierz Deyna (1947, Legia Warszawa, 3/0) (62. Zygfryd Szołtysik, 1942, Górnik Zabrze, 17/4), Bernard Blaut (1940, Legia Warszawa, 15/2) – Janusz Żmijewski (1943, Legia Warszawa, 8/7), Włodzimierz Lubański (1947, Górnik Zabrze, 27/17), Jerzy Sadek (1942, ŁKS Łódź, 14/6) (69. Robert Gadocha, 1946, Legia Warszawa, 4/0), Andrzej Jarosik (1944, Zagłębie Sosnowiec, 13/6). Trener: Ryszard Koncewicz (1911)

Brazylia: Cláudio César de Aguiar Mauriz (Santos FC, 4) – Carlos Alberto Torres (kapitan, Santos FC, 11/0) (José Maria Rodrigues Alves, Portuguesa São Paulo, 1/0), Hércules Brito Ruas (Vasco da Gama, 10/0), Joel Camargo (Santos FC, 7/0) – Rildo da Costa Menezes (Santos FC, 23/1), Gérson de Oliveira Nunes (Botafogo Rio de Janeiro, 26/0), Roberto Rivellino (Corinthians São Paulo, 4/2) – Natal de Carvalho Baroni (Cruzeiro Belo Horizonte, 4/1), Eduardo Gonçalves de Andrade/Tostão (Cruzeiro Belo Horizonte, 14/10), Jair Ventura Filho/Jairzinho (Botafogo Rio de Janeiro, 20/3) (Roberto Lopes de Miranda, Botafogo Rio de Janeiro, 2/1), Jonas Eduardo Américo/Edu (Santos FC, 9/1) (Eduardo Neves de Castro, Corinthians São Paulo, 1/0). Trener: Aymoré Morreira 

MG

 

SOCIAL MEDIA

1968-6-20 Polska - Brazylia 3-6