Ryszard Kulesza (pierwszy z prawej) dostał propozycję objęcia funkcji trenera Iraku. Fot. Nationaal Archief
- „Właśnie futbol Europy był zawsze dla irackiego wzorem, czemu ostatecznie trudno się dziwić. Ze względu na zależności polityczne pierwszymi nauczycielami byli tu Anglicy” – pisała Piłka Nożna.
Mistrzostwa świata w 1974 r. były transmitowane na cały świat. Nawet w dalekim Iraku wszyscy wiedzieli, kim są Kazimierz Górski, Grzegorz Lato, czy Jan Tomaszewski. Nic dziwnego, że czas trenerów angielskich, a następnie radzieckich, pomału mijał. Nowa myśl szkoleniowa kierowała tym razem do Polski, aczkolwiek irackie szlaki już wcześniej przecierał Henryk Serafin, w naszym kraju zapamiętany jako szkoleniowiec trzech trójmiejskich klubów, Lechii Gdańsk, Arki Gdynia i Bałtyku Gdynia.
Opisywane zdarzenie z Ryszardem Kuleszą miało miejsce na początku 1980 r., kiedy reprezentacja Polski B uczestniczyła na tournée w Iraku. Po wylądowaniu w stolicy kraju nasz sztab trenerski dostał na wyłączność luksusowy samochód marki Volvo wraz z kierowcą, co wówczas było przywilejem jedynie dla najważniejszych dostojników w kraju. Ryszard Kulesza i jego świta zostali ulokowani w ekskluzywnym hotelu w centrum Bagdadu. Na uroczystą kolację przybyli prezes irackiego związku piłki nożnej oraz adiutant i sekretarz prezydenta Saddama Husajna. Po kilku minutach gospodarze zapytali Kuleszę, ile życzy sobie za objęcie funkcji trenera reprezentacji Iraku? Po chwili milczenia dodali, że są w stanie zaoferować trzy i pół tysiąca dinarów miesięcznie, co dzisiaj stanowi wartość ponad 30 tysięcy dolarów! Pieniądze wyłożone na stół miały przekonać Kuleszę do podjęcia pozytywnej decyzji. – „Chciałbym, ale mnie nie puszczą. Musiałbym zostać w Iraku i nie miałbym możliwości powrotu” – zakończył rozmowę nieco zmartwiony Kulesza. Najwyraźniej ta myśl zaprzątała głowę selekcjonera, gdyz nazajutrz biało-czerwoni przegrali z Irakiem 0-1.