„Kaziu, Kaziu!” – kibice wznosili okrzyki na wrocławskim stadionie olimpijskim tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego meczu Polska – Szwecja. Kapitan biało-czerwonych był w euforii, a nawet dumny, że fani wciąż o nim mówią życzliwie. A przecież jeszcze nie tak dawno, bo 29 października oberwało mu się podczas meczu Polska - Portugalia 1-1 w Chorzowie. To był zwycięski remis dający awans naszej drużynie na mistrzostwa świata w Argentynie. Wszyscy cieszyli się oprócz… Kazimierza Deyny, który został wygwizdany na Stadionie Śląskim. A przecież to nasz kapitan strzelił bramkę bezpośrednio z rzutu rożnego!
Drużyna Polski przed meczem ze Szwecją. Od lewej stoją: Marek Kusto, Włodzimierz Mazur, Mirosław Okoński, Wojciech Rudy, Tadeusz Jakubczyk, Antoni Szymanowski, Zbigniew Boniek, Jan Sobol, Władysław Żmuda, Jan Tomaszewski i Kazimierz Deyna. Fot. Stanisław Paździora
Biało-czerwoni długo celebrowali sukces, ale nie spoczęli na laurach, ponieważ 12 listopada czekał ich mecz towarzyski ze Szwecją, która również świętowała awans na mundial. Spotkanie rozegrane we Wrocławiu wzbudziło ogromne zainteresowanie ze względu na udział w obydwu drużynach kilku ciekawych dublerów. Warto dodać, że goście przyjechali do Wrocławia jedynie z pięcioma zawodnikami, którzy grali w ostatnim meczu eliminacyjnym z Norwegią. W naszym zespole zabrakło dwóch gwiazdorów, Włodzimierza Lubańskiego i Grzegorza Laty. – „Ostatni akord piłkarskiego sezonu przyniósł polskiej jedenastce wprawdzie zwycięstwo nad Szwedami, ale nie rozwiał wątpliwości co do wartości naszego zespołu. Owszem, wygrana nawet w meczu towarzyskim przejdzie do kronik i wzbogaci nasze konto. Trudno jednak wyciągać daleko idące wnioski odnośnie klasy poszczególnych zawodników, zwłaszcza tych, którzy po raz pierwszy wystąpili w narodowej jedenastce, jak np. Jakubczyk, Okoński czy Sobol, skoro zespół „Aby” Ericssona nie grał w swym najsilniejszym składzie. Nie wolno bowiem zapominać, że w drużynie „Trzech Koron” nie widzieliśmy ani jednego z tych graczy, którzy występują w zawodowych klubach RFN, Holandii czy Belgii, a ze znanych i uznawanych gwiazd, które występowały w MŚ-74 zobaczyliśmy jedynie Nordqvista” – pisał dziennikarz Tempa.
Spotkanie ze Szwecją było sprawdzianem dla młodych piłkarzy, którzy aspirowali do wyjazdu do Argentyny. Według relacji z prasy, przez pierwszy kwadrans Polacy dyktowali warunki gry, o tyle później tylko chwilami potrafili znaleźć sposób na skuteczne rozegranie akcji. Falowe ataki skrzydłami w wykonaniu Marka Kusty i Mirosława Okońskiego (na zdjęciu po lewej), a także wybiegającymi na ich pozycje Janem Sobolem i Włodzimierzem Mazurem posiadały dynamikę oraz sprawiały wiele problemów przeciwnikowi. Tak było do 17 minuty, kiedy Marek Kusto zdobył pierwszą bramkę w meczu. – „Co chwila to Sobol, to Rudy, a najczęściej Kusto znajdowali się na pozycjach, z których mogli dokładnie dośrodkowywać. Do czwartej minuty naliczyłem siedem celnych strzałów na bramkę Hagberga. Pięć minut później Tadeusz Jakubczyk huknął jak z armaty z dystansu i znów Hagberg pokazał, że doskonale zna swój fach” – pisał dziennikarz Piłki Nożnej. Po meczu trener Szwedów przyznał, że przez pierwsze 20 minut Polacy dyktowali warunki na boisku, grali szybko i zwrotnie, potem jednak spuścili z tonu i gra się wyrównała.
W miarę upływu czasu to goście zaczęli przechodzić do kontrataków, a nasza defensywa popełniała wiele błędów, co wykorzystał Sanny Åslund strzelając w 37 minucie bramkę wyrównującą. Dla zawodnika AIK Sztokholm była to udany debiut w reprezentacji. –„Prawdę mówiąc, Szwedzi przed przerwą zdołali oddać trzy, może cztery strzały w kierunku Tomaszewskiego. Jeśli jeden z nich przyniósł wyrównującego gola, świadczy to tylko na korzyść naszych gości” – stwierdziła Piłka Nożna.
Po zmianie stron nastąpiło kilka przesunięć i ustawień personalnych w zespole Polski. Na boisku pojawili się Zbigniew Płaszewski z Wisly Kraków i Janusz Kupcewicz z Arki Gdynia. – „Płaszewski wydatnie wzmocnił obronę, a i Kupcewicz zaczął grę z dużym animuszem. Ale próba z Bońkiem jaki kierownikiem ataki nie wypadła chyba tak jak oczekiwaliśmy. W sumie nie widzieliśmy już takich akcji, jak na początku meczu. Inna sprawa, że Szwedzi grali już bardziej uważnie i zdecydowanie, szybciej zagęszczali strefę obronną” – czytamy w Tempie.
Kilka minut po wznowieniu gry wzorową akcją popisali się Zbigniew Boniek z Kazimierzem Deyną. Piłkarz Widzewa Łódź znalazł się na polu karnym w pozycji strzałowej, ale Szwedzi zdołali sfaulować naszego zawodnika. Sędzia musiał odgwizdać rzut karny. Pomimo że bramkarz Szwedów rzucił się do właściwego rogu, to strzał naszego kapitana był znacznie szybszy. Polska – Szwecja 2-1. –„W pierwszym okresie mający dużą swobodę poczynań Deyna kierował wyśmienicie naszymi akcjami i zagraniami, po których ręce same składały się do oklasków. Bowiem znów widzieliśmy – jak dawniej – zagrywki z pierwszej piłki, celne wypuszczenia jej na dobieg do współpartnerów” – pisało Tempo. Rzeczywiście nasz najwybitniejszy w historii zawodnik w reprezentacji rozdzielał piłki jak za najlepszych lat.
Jak wypadli dublerzy i debiutanci? Stoper Tadeusz Jakubczyk okazał się odkryciem meczu, grał poprawnie i włączał się do akcji ofensywnych, mimo to już więcej nie wystąpi z orłem na piersi. Podobnie jak debiutant Wojciech Tyc z Odry Opole, który pokazał się na boisku zaledwie przez trzy minuty (wynikało to z kontuzji oka, której nabawił się podczas treningu), Mirosław Okoński, niemający jeszcze 20 lat potwierdził swoje wysokie aspiracje i wkrótce na stałe zagości w reprezentacji. Jan Sobol również był chwalony za swój występ.
Najlepszym zawodnikiem w meczu był Władysław Żmuda, świetnie w bramce bronił Jan Tomaszewski, a udany „come back” do kadry zaliczył Antoni Szymanowski.
Powiedzieli po meczu:
Jacek Gmoch (selekcjoner Polski): – „Jestem zadowolony z gry naszej eksperymentalnej i złożonej w połowie z debiutantów drużyny. Na przygotowanie zespołu miałem półtora dnia. Na szczegółowe oceny poszczególnych zawodników i przydatność młodych piłkarzy do gry w reprezentacji przyjdzie pora. Bardzo dobrze grał Tomaszewski. Świetnie spisał się Żmuda. Cieszy udany powrót Szymanowskiego. Dobrze grał także Płaszewski w obronie. Szwedzi okazali się groźni. Wykorzystywali oni bezlitośnie wszystkie nasze błędy”.
Mecz oficjalny numer 320:
12 listopada 1977, Wrocław (Stadion Olimpijski), towarzyski
Polska – Szwecja 2-1 (1-1)
1-0 – Marek Kusto (17), 1-1 – Sanny Åslund (36), 2-1 – Kazimierz Deyna (52 karny)
Sędziował: Vojtech Christov (Czechosłowacja)
Widzów: 20000
Polska: Jan Tomaszewski (ŁKS Łódź, 54/0) – Antoni Szymanowski (Wisła Kraków, 57/1), Władysław Żmuda (Śląsk Wrocław, 40/0), Tadeusz Jakubczyk (Ruch Chorzów, 1/0) (65. Henryk Maculewicz, Wisła Kraków, 13/0), Wojciech Rudy (Zagłębie Sosnowiec, 14/0) (46. Zbigniew Płaszewski, Wisła Kraków 2/0) – Jan Sobol (ŁKS Łódź, 1/0), Kazimierz Deyna (kapitan, Legia Warszawa, 87/37), Zbigniew Boniek (Widzew Łódź, 17/3) – Marek Kusto (Legia Warszawa, 9/2), Włodzimierz Mazur (Zagłębie Sosnowiec, 5/1) (87. Wojciech Tyc, Odra Opole, 1/0), Mirosław Okoński (Lech Poznań, 1/0) (46. Janusz Kupcewicz, Arka Gdynia 2/0). Selekcjoner: Jacek Gmoch (15 mecz w kadrze)
Szwecja: Göran Hagberg (Östers IF Växjö, 13/0) – Roland Anderson (Malmö FF, 18/0) (82. Peder Amberntsson (Halmstads BK, 1/0), Roy Andersson (Malmö FF, 13/0), Björn NORDQVIST (kapitan, IFK Göteborg, 106/0), Klas Johansson (Hammarby IF, 3/0) – Lennart Larsson (Halmstads BK, 11/1), Hans Selander (Halmstad BK, 42/3) (65. Eine Fredriksson, IFK Norrköping, 14/3), Tommy Larsson (Malmö FF, 4/0) – Thomas Sjöberg (Malmö FF, 26/11), Sanny Åslund (AIK Sztokholm, 1/1), Olle Nordin (IFK Göteborg, 10/1) (77. Torbjörn Nilsson, IFK Göteborg, 6/1). Trener: Georg Ericson.