Po sromotnej porażce z Węgrami aż 2-8 nasza reprezentacja szybko odbudowała się i na Stadionie Wojska Polskiego zwyciężyła Bułgarię 3-2. Wystarczyło, że do składu wrócił nieobecny w Debreczynie lider i gwiazdor kadry Gerard Cieślik. Bez piłkarza Ruchu Chorzów biało-czerwoni nie istnieli. W Warszawie Cieślik zagrał swój kolejny fenomenalny mecz, zdobył dwa gole. Trzeciego dorzucił Henryk Alszer - także z Ruchu. Co ciekawe, biało-czerwoni wystąpili w spotkaniu w... niebieskich spodenkach, co w późniejszych latach przytrafi się jeszcze kilkukrotnie. Reprezentacja Polski przed meczem z Bułgarią: Od lewej stoją: Gerard Cieślik, Rudolf Patkolo (węgierski debiutant!), Czesław Suszczyk, Józef Mamoń, Henryk Alszer, Tadeusz Świcarz, Marian Jabłoński, Antoni Barwiński, Władysław Gędłek, Henryk Rybicki i Tadeusz Parpan. Fot. Foto Sport/Redakcja. Kolor: Rafał Jach
W akcji Antoni Barwiński i Henryk Rybicki. Fot. S.K. Wielki Ruch
W akcji Czesław Suszczyk i Władysław Gędłek. Fot. S.K. Wielki Ruch
W wyniku oszczędności PZPN zrezygnował z urządzenia obozu kondycyjnego i ograniczono się do kilkudniowego zgrupowania w Chorzowie na Śląsku. Przeprowadzono mecz sparingowy Polska A – Polska B, który miał wyselekcjonować kadrę na zbliżający się mecz międzypaństwowy z Bułgarią rozegrany na stadionie Wojska Polskiego 2 października 1949 r. Zawody wzbudziły ogromne zainteresowanie kibiców. PZPN otrzymał ponad 50 000 zamówień na bilety!
W przeciwieństwie do naszych zawodników (w lipcu Polacy dostali lanie od Węgrów 2-8) Bułgarzy byli w formie, kilkanaście dni wcześniej zwyciężyli sensacyjnie Czechosłowację 3-1. Podobno dla niektórych piłkarzy był to najlepszy ich występ w karierze. Opiekujący się reprezentacją Bułgarii Hajdu Andor doskonale znał polski futbol, jako gracz Vasasu Budapeszt na początku lat 20. gościł m.in. na meczach w Łodzi i Krakowie. Co ciekawe, jako piłkarz rywalizował przeciwko Wacławowi Kucharowi, który wówczas wchodził w skład Kapitanatu Związkowego. Już po przyjeździe na lotnisko w Warszawie węgierski szkoleniowiec z uśmiechem pokazywał bliznę na policzku, którą wiele lat temu pozostawił mu snajper Pogoni Lwów.
O godz. 14.30 obie drużyny zaprezentowały się na obiekcie Legii Warszawa. Co ciekawe, nasi piłkarze zaprezentowali się w... niebieskich spodenkach! Bułgarzy wyszli na boisko pewni swojego sukcesu. Co innego biało-czerwoni, którzy nie mieli nic do stracenia, gdyż zdążyli się przyzwyczaić do bolesnych porażek. Tym razem było jednak inaczej. – „To sprawiło, że na olbrzymie tempo, z jakim Bułgarzy rozpoczęli mecz, odpowiedzieliśmy taka samą, okresami zaś jeszcze większą szybkością. Drużyna polska włożyła do gry olbrzymią ambicję, wolę zwycięstwa, ofiarność, a że przez pierwsze trzy kwadranse poparła to skutecznymi akcjami napadu, starannym kryciem, w sumie – na efekt nie trzeba było czekać” – komentował Sport.
Według relacji ówczesnych gazet w składzie biało-czerwonych trójka napastników: Józef Mamoń, Rudolf Patkolo i Tadeusz Świcarz wystąpiła z niewyleczonymi kontuzjami! W tej sytuacji ciężar gry na siebie wziął utalentowany łącznik Gerard Cieślik. Ale to Bułgarzy strzelili pierwszego gola. W 16 min. uzyskaliśmy rzut rożny, jednak piłkę przejęli goście, którzy przeprowadzili kontratak. Potężny Tadeusz Parpan z Cracovii faulował zawodnika bułgarskiego i sędzia podyktował rzut wolny z odległości 16-tu metrów. Wasil Spasow najpierw przymierzył w mur, potem jego poprawka była już nie do obrony. Pomimo utraty gola Polacy nie zaprzestali energicznych ataków. W 25 min. napastnik Ruchu Chorzów doprowadził do remisu. – „Przy piłce jest Suszczyk. Ciągnie wolnym korytarzem na prawą flankę przed polem podbramkowym oddaje Świcarzowi, ten dwukrotnie strzela w bramkarza, wreszcie do piłki dochodzi Cieślik, który pewnym górnym strzałem uzyskuje wyrównanie” – relacjonował Sport. Bułgarzy zostali zepchnięci do defensywy i w efekcie utracili drugiego gola, dzięki kombinacji Tadeusza Świcarza z Gerardem Cieślikiem. – „Kilkakrotnie strzelał on na bramkę jednak piłka trafiała stale w graczy bułgarskich; wreszcie piłka znalazła się na ziemi razem z trzema Bułgarami. Cieślik wyłuskał ją z pomiędzy nich i posłał do siatki gości przy wielkim aplauzie widowni” – relacjonował Sport i Wczasy. Na trybunach było słychać: „Cieślik!, Cieślik!, Cieślik!”. – „Mały łącznik Ruchu nadawał ton polskim atakom. On to wzmacniał tempo, szedł żywiołowo do walki, nie unikał starć z przeciwnikiem, choć ten stosował bezpardonowy system obrony” – pisał Sport. W 35 min. Cieślik zainicjował przebój, który zakończył się strzałem na bramkę. Piłka odbiła się od bramkarza gości i wróciła do pola. Najszybciej do niej dopadł Henryk Alszer z Ruchu Chorzów, który uzyskał trzecią bramkę.
W drugiej części gry role odwróciły się. Bułgarzy, którzy wymienili w swoim zespole bramkarza i lewoskrzydłowego napastnika, przesiadywali na polskiej połowie. W tej części goście zdobyli kontaktową bramkę, zresztą ze spalonego. – „Jestem bardzo zadowolony z meczu. Cieszę się, że mój pierwszy występ w drużynie narodowej zakończył się zwycięstwem. Wygrała drużyna bardziej ambitna. Może to jest śmieszne, ale zespół kalek pokonał głośno reklamowanych przeciwników” – cieszył się debiutant w kadrze, naturalizowany Węgier Rudolf Patkolo. – „Dobrze się grało. Musieliśmy wygrać, bo inaczej trzeba by było przerzucić się chyba na inny sport. Bułgarzy grali bardzo ostro” – stwierdził Henryk Alszer. – „Dobrze mi się grało ze Świcarzem. Bułgarzy kosili zdrowo. Przegrali, bo za pewni byli zwycięstwa” – dodał Gerard Cieślik.
Zwycięstwo Polaków było zasłużone, aczkolwiek do końca meczu musieliśmy drżeć o wynik spotkania, tym bardziej, że węgierski sędzia pomagał gościom. Także biegający na linii bocznej bułgarski arbiter przy każdych akcjach ofensywnych polskiego zespołu podnosił chorągiewkę do góry. Polska publiczność często niecenzuralnie wyrażała swoją opinię na temat skandalicznego zachowania obu panów.
Fot. Sport/Sport i Wczasy
Dokumentacja meczowa:
Mecz oficjalny numer 101
2 października 1949, Warszawa (Stadion Wojska Polskiego), mecz towarzyski
Polska – Bułgaria 3-2 (3-1)
0-1 – Wasil Spasow (17), 1-1 – Gerard Cieślik (25), 2-1 – Gerard Cieślik (35), 3-1 – Henryk Alszer (38), 3-2 – Stefan Bożkow (73)
Sędziował: Árpád Kamarás (Węgry)
Widzów: 50 000
Polska: Henryk Rybicki (1922, Cracovia, 3/0) – Władysław Gędłek (1920, Cracovia, 4/0), Tadeusz Parpan (1919, kapitan, Cracovia, 17/1), Antoni Barwiński (1923, Tarnovia Tarnów, 13/0) – Marian Jabłoński (1922, Cracovia, 3/0), Czesław Suszczyk (1922, Ruch Chorzów 4/0) – Henryk Alszer (1918, Ruch Chorzów, 2/1), Gerard Cieślik (1927, Ruch Chorzów, 16/12), Tadeusz Świcarz (1920, Polonia Warszawa, 3/0), Rudolf Patkolo (1922, ŁKS Łódź 1/0), Józef Mamoń (1922, Wisła Kraków 4/2). Trener: Wacław Kuchar (1897)
Bułgaria: Apostoł Sokołow (Lewski Sofia, 5/0) (46. Minko Minczew, Slavia Sofia, 2/0) – Stojan Ormandżijew (kapitan, Lewski Sofia, 18/0), Trajczo Petkow (Lokomotiw Sofia, 14/0), Iwan Dimczew (Lewski Sofia, 5/0) – Boris Apostołow (Spartak Sofia, 7/0), Dimitar Nenczew (Spartak Sofia, 2/0) – Dimitar Miłanow (CSKA Sofia, 4/2) (52. Borisław Cwetkow, Lewski Sofia, 5/1), Wasil Spasow (Akademik Sofia, 13/4), Bożin Łaskow (Slovan Bratysława-Słowacja, 5/2), Trendafił Stankow (Spartak Sofia, 12/5) (46. Stefan Stefanow, CSKA Sofia, 1/0), Stefan Bożkow (CSKA Sofia, 9/1). Trener: Hajdu Andor (Węgry, 4)