Słynny Leonidas tylko przez kilka sekund grał boso w meczu z Polską na mundialu W 1938. O piłkę walczy z Antonim Gałeckim i Władysławem Szczepaniakiem. Fot. NAC
Przed wojną reprezentacja Brazylii była dla nas wielką niewiadomą, aby dotrzeć na amerykański kontynent trzeba było odbyć długą podróż statkiem przez ocean. W Polsce nikt nie wiedział, kim jest Brazylia, a co dopiero „jakiś” Leonidas. – „O ile jednak znaliśmy z grubsza Urugwajczyków i ich znakomitości piłkarskie, to Brazylia była dla nas i dla większości prasy europejskiej krajem tajemniczym” – wspominał po latach dziennikarz Tadeusz Maliszewski.
Polacy pojechali na mundial 1938 do Strasbourga mocno zmobilizowani i podbudowani znakomitymi meczami ze Szwajcarią 3-3 i Irlandią 6-0. Już we Francji zaczęły krążyć fantastyczne opowieści o tym, jak fenomenalną technikę stosują Brazylijczycy oraz, że są mistrzami w żonglerce. – „W trakcie meczu uwertura nie była najprzyjemniejsza. Brazylijczycy raz po raz ośmieszali naszych piłkarzy w pojedynkach, czekoladowy Leonidas robił co mu się żywnie podobało, toteż drużynie naszej trudno było uchwycić rozsądny rytm” – pisał Tadeusz Maliszewski.
Leonidas już w 18 min. zmusił Edwarda Madejskiego do kapitulacji. Kiedy było 3-1 dla Brazylii wszyscy obserwatorzy zgromadzeni na trybunach byli przekonani o wysokim triumfie Latynosów. Jednak ktoś z zagranicznych dziennikarzy krzyknął: „Jeszcze Polska nie zginęła!”. I nagle zdarzył się cud, bo niespodziewanie zaczął padać deszcz. Na mokrym boisku Brazylijczycy nie byli już tak mocni. – „Skończyła się ekwilibrystyka indywidualna, podania jakoś nie wychodziły” – pisała wówczas prasa. W 59 min. zrobiło się już 3-3. Największy technik zespołu Leonidas z każdą upływającą minutą popadał we frustrację. Nie wychodziły mu sztuczki oraz „lisie” tricki. Wynik nie zmieniał się, a wściekły Brazylijczyk zrzucił z nóg swoje buty piłkarskie, w których ślizgał się na mokrej murawie. Leonidas swoją piłkarską karierę rozpoczął na gorących i piaszczystych plażach, przez wiele lat występował boso i właśnie bez butów czuł się jak ryba w wodzie. Dodajmy, że w latach trzydziestych buty piłkarskie były prawdziwą zmorą dla piłkarzy. Były one wykonane z ciężkiej skóry z wiązanymi sznurowadłami, czasami miały skórzane ćwieki. Stawały się jeszcze bardziej cięższe na mokrych boiskach. Nic dziwnego, że w czasie ulewy w Strasbourgu „Czarny Dynamit” miał dość biegania z „obciążnikami”. Jego występ boso we Francji trwał jednak tylko przez kilka sekund. Kiedy zauważył to szwedzki sędzia Ivan Ekling natychmiast nakazał Brazylijczykowi nałożyć buty.
Arbiter miał już odgwizdać koniec meczu, ale Polacy doprowadzili do remisu. Nasi zawodnicy stracili zbyt wiele sił, aby móc w dogrywce powalczyć o zwycięstwo. Bohaterem Brazylii był strzelec trzech goli Leonidas, ale i tak był on w cieniu naszego Ernesta Wilimowskiego, który jako pierwszy zawodnik w historii zdobył aż cztery bramki.
Po zakończeniu piłkarskiej kariery Leonidas poświęcił się pracy dziennikarskiej. Słynny Brazylijczyk był również dyrektorem działu sportu sekretariatu stanu federacji pracy w stanie Sao Paulo. Leonidas przez wiele lat walczył o sport dla robotników. Bardzo interesował się organizacją sportu w naszych Związkach Zawodowych, toteż przyjazd do Polski powodował u niego uśmiech na twarzy.